Metropolis – Kobieta Wiedza Władza
Na to czekaliśmy. Niemy film z muzyką na żywo. Tylko film? Nie, zdecydowanie nie. W połączeniu z niesamowitą muzyką Abla Korzeniowskiego to prawdziwe arcydzieło sztuki filmowej. Choć film ma prawie 90 lat – powstał w 1927 roku, to zachwyca niemal tak samo jak współczesne produkcje artystyczne. Warto przypomnieć, że, jak wiele dzieł ważnych dla kultury, „Metropolis” nie stało się sukcesem kasowym i pierwotna, reżyserska, wersja została dosłownie pocięta.
Obraz, który mogliśmy obejrzeć w ICE Kraków, jest cyfrową rekonstrukcją możliwie najbliższą oryginałowi. Zastanawiające jest, że film, niemy, czarno-biały, zarówno w formie jak i w przekazanej treści ma tak wiele wspólnego z otaczającą nas rzeczywistością. Co w nim tak fascynuje? Geniusz Fritza Langa, czy Thei von Harbou – autorki scenariusza i zarazem małżonki reżysera?
Oglądając film, trzeba mieć cały czas na uwadze fakt, że 100 lat temu ludzie mieli nieco inne spojrzenie na kino, na przenoszone na ekrany wartości, były też inne możliwości techniczne. To, co dziś wyrażamy słowami – wtedy nadrobić należało mową ciała, wręcz pewnym przerysowaniem.
Dziś na ekranie mogliśmy zauważyć ogrom pracy artystów sprzed niemal wieku i wysłuchać współczesnej ilustracji muzycznej tego dzieła. Połączenie dało niesamowity efekt. W jakiś sposób wręcz magiczna, monumentalna, muzyka przeniosła nas do krainy koszmarów.
Fabuła, pozornie banalnie prosta – młody chłopak zakochuje się w pięknej dziewczynie i postanawia ją odnaleźć, osadzona jest w realiach miasta przyszłości, w którym rządzi wąska i uprzywilejowana kasta rozumu, a robotnicy utrzymujący miasto przy życiu mieszkają w podziemnych osiedlach, nie zapowiada, by w tej produkcji było coś niesamowitego. Ot, zwyczajne życie – gdzieś, kiedyś. Okazuje się jednak, że film jest ponadczasowym komentarzem do społeczeństwa i tego, jaką rolę odgrywają w nim kobiety. Mamy w nim obraz Marii – świętej i Marii stworzonej przez szalonego naukowca, wciąż rozpamiętującego utratę ukochanej – przeklętej.
Obie Marie porywają za sobą tłumy. Obie w pewien sposób rządzą i nie można ich w żadnym razie nazwać przedstawicielkami płci słabszej. Do tego niesamowity scenariusz, stworzony przez kobietę Theę von Harbou.
Ten film zachwyca swoją złożonością. Każdy właściwie może wysnuć z niego własne, zupełnie różne wnioski. Są w nim motywy industrialne, biblijne, okultystyczne a przede wszystkim motyw społecznego ślepca, który, za sprawą kobiety, zaczyna dostrzegać otaczającą go rzeczywistość.
Nie bez powodu projekcję „Metropolis” uczyniono częścią projektu „Kobieta-Wiedza-Władza”. To zarówno podsumowanie jak i osnowa, wokół której toczyły się dotychczasowe wydarzenia związane z projektem.
Dzisiejszego wieczoru krakowskiej prezentacji filmu „Metropolis” towarzyszyła muzyka Abla Korzeniowskiego, grana przez Orkiestrę Akademii Beethovenowskiej, z udziałem Chóru Mieszanego Katedry Wawelskiej, pod dyrekcją Andrzeja Korzeniowskiego – brata kompozytora. Niestety, twórca tym razem nie zaszczycił widzów swoją obecnością, ale za sprawą wszechobecnej techniki przemówił z ekranu.
Watro wspomnieć, że muzyka do „Metropolis” powstała w 2004 roku, na potrzeby festiwalu Era Nowe Horyzonty. Pierwszy raz można było ją usłyszeć 31 lipca 2004 roku w Cieszynie, gdzie odbył się podobny pokaz.
Nowa muzyka, przerodziła film w prawdziwe studium strachu, wzmocniła symbolizm niektórych scen, innym nadając nieco dwuznaczną wymowę. Kompozytor zabrał widzów spektaklu w wielką podróż przez XX wiek, w którym nawet wybuch w fabryce i powiązany z nim koszmar głównego bohatera przywodzi na myśl krematoria.
Ta muzyka to gra nie na instrumentach, ale na emocjach, to dźwiękowe obrazy zapadające w serce i rozrywające duszę na strzępy.
Trudno o lepszą ilustrację muzyczną do „Metropolis”.
Dziękujemy realizatorowi projektu – Stowarzyszeniu „Na Rzecz Rozwoju” i wszystkim partnerom za możliwość obejrzenia tego wspaniałego widowiska.